Menu Główne

czwartek, 10 marca 2016

Pogadanki o cerze :)

 

Tak samo jak w przypadku włosów, będę często wspominać o pielęgnacji cery. Jest problematyczna, okrutnie niesforna i myślę, że posty tego typu mogą pomóc dziewczynom, które borykają się z tym samym problemem. Zapraszam na krótką historię. ;)



Strasznie długo zastanawiałam się, co napisać, bo nie chcę, żeby to wyglądało jak wielka skarga o cudne geny. xD Prosto z mostu - mam okrutnie, paskudnie problematyczną cerę, która wymaga uwagi niczym niemowlak.

Jaka jest?


Tłusta, a w zimie tłusto-sucha. ;) Z tendencją do zapychania, zaskórników, rozszerzonych porów i jeszcze hiper mega wrażliwa i alergiczna. Ma też tendencję do zaczerwienień kiedy jest ciut cieplej albo chłodniej. I wtedy przyjmuje look, tak jakbym nacierała się pomidorami. xD Hmm, myślę, że to naprawdę imponujący pakiet problematycznej skóry. :)

Do gimnazjum cieszyłam się buzią jak pupa niemowlaka. Aż tu nagle pewnego koszmarnego dnia zaczęły się pojawiać. Tak po prostu. Coraz więcej i więcej nowych osadników na mojej twarzy. Tworzyły małe kolonie gdzieniegdzie na brodzie czy czole, a z czasem przeniosły się na poliki, nos i całą twarz. W tym momencie świat całkowicie mi się zawalił. Załamałam się… Ropne, bolące… Okrutne… I nie, nie mam żadnych zdjęć z tego okresu, nie chciałam ich. Każde targałam, deptałam, paliłam. xD Byłam po prostu załamana i na pewno nie w głowie mi było uwiecznianie tego „dzieła sztuki”. ;)

Od tego momentu wytoczyłam twarzy wojnę. Zaczęłam chodzić do dermatologów, brałam różnego rodzaju antybiotyki, maści, mieszanki robione na zamówienie. Mega dużo tych rzeczy było. Pamiętam jakieś okłady na całą noc w kolorze wściekłego różu, które piekły niesamowicie… Miałam specjalistyczne żele do twarzy, maści punktowe na noc i wiele innych głupot. Domowe sposoby też leciały. ;) Jak drożdże, truskawki, aspirynowe i węglowe cuda i inne. Było tego multum. Celowo nie wspominam o nazwach, bo jak coś nie przyniosło u mnie efektu, to wymazuję z pamięci całkowicie. Do dermatologa chodziłam ponad 3 lata. Z tego, co pamiętam, to ostro całe gimnazjum i początki liceum. Potem sobie całkowicie odpuściłam. I nie, to nie był jeden dermatolog. A było ich kilku. Testowałam, sprawdzałam, ale każdy miał ten sam, nieskuteczny pomysł.

Nic nie pomagało. ;) W liceum postawiłam na zakrywanie. Przyszedł mi z pomocą ukochany Dermacol. Był mega kryjący, ale też strasznie robiący szpachlę. ;) Jednak ja byłam tak zdesperowana, że nawalałam tego tak dużo, żeby tylko poczuć się lepiej… Eksperymentowałam z rożnymi kryjącymi podkładami… I był Max Factor Lasting Performance czy jeszcze Vichy Dermablend. Wtedy był też szalony i głupkowaty czas wysuszających toników, żeli antybakteryjnych, leczniczych mydeł i innych srutów na kiju. Dowaliłam sobie jeszcze nieodpowiednim demakijażem. Używałam jakichś paskudnych, lepkich mleczek, które sprawiały, że moja buzia była jak butelka oleju. xD A na to, ciap, krem matujący, a jak! xD Jak nieświadomość, to na maksa. xD

Moja cudna amatorska pielęgnacja trwała do końca liceum. Kiedy wyprowadziłam się z domu zaczęłam interesować się bardziej makijażem, ale tez minimalizmem w pielęgnacji. Wtedy też stałam się maniaczką oglądania filmików na YouTubie. ^^ Testowałam na sobie wszystkie możliwe toniki, rożne żele, mydełka, kremiki - multum tego było. ;) Używałam kremów azjatyckich BB zamiast podkładów. Starałam się chodzić do kosmetyczki na peelingi, kwasy, etc… ;) Sama testowałam różnego rodzaju maski, miałam swój jedyny ręczniczek do buzi, który wymieniałam codziennie. Albo wycierałam twarz ręcznikami papierowymi. Zmieniałam też często poszewkę na poduszki, nie dotykałam w ogóle twarzy łapkami i marne efekty to przyniosło (nadal jednak stosuję te nawyki, bo mam bzika na punkcie higieny ;)).

Zmiana nastąpiła dwa lata temu, kiedy zaczęłam inaczej się odżywiać, zdrowiej i z głową. Wyrzuciłam m.in. nabiał z diety i zaczęłam krok po kroku testować pojedyncze kosmetyki i dawać przynajmniej tydzień cerze, obserwując jak zareaguje. Mozolna praca, ale przyniosła efekty. :) Przestałam cerę traktować też ogromną dawką wysuszaczy. Postawiłam na kosmetyki delikatne do cery wrażliwej. Z przewagą dermo kosmetyków, które u mnie najbardziej się sprawdzały.

Na ten moment, czym mogę się pochwalić? Skóra twarzy może i nadal jest tłusta, ale powiedziałabym, że bardziej mieszana ku tłustej. W zimie zdecydowanie mieszana w kierunku suchej. Nie mam problemów z zaskórnikami, ani też z większymi wypryskami. Odwiedzają mnie tylko przed okresem albo jak mam ogromna dawkę stresu. Myślę, że największą zmorą są rozszerzone pory, które ukrywają się tylko po maskach lub po użyciu bazy. Jednak taki niestety „urok” mojej buzi. Pozostało trochę blizn potrądzikowych i przebarwień. Z tym już trzeba walczyć specjalistycznie i jak tylko wygram w totka na pewno będę działać. ;) Koloryt jest mniej więcej wyrównany. Buzię mam bardziej w tonacji różowej, a ciało jest bardziej porcelanowe, więc kiedy nie mam makijażu, to rzuca się w oczy. ;) Tak naprawdę teraz stan mojej skóry zależy od systematycznej pielęgnacji. Tyle, ile dam z siebie, to cera mi się odwdzięcza lub robi mi na złość. :) Dorzucam nawet odważnie zdjęcia z bliska mojej skóry bez żadnego makijażu, kremu etc. Zaraz po przebudzeniu. A obok, dla porównania, już z pełnym makijażem.

 

Pielęgnacja krok po kroku


Mam wypracowaną swoją pielęgnację. Co chwilę też próbuję nowości i obserwuję cerę bardzo dokładnie. :)

W makijażu stawiam na krycie i wyrównanie koloru cery. Też na bazę, która kamufluje pory, a puder ma mi wszystko utrzymać bez błysku.

Tutaj możecie zobaczyć cały oddział specjalny do pielęgnacji cery. ;)


A teraz na szybkacza opowiem Wam o swoich rytuałach. ;) Może z czasem powstanie też krótki filmik na ten temat, żeby to można było sobie lepiej zobrazować. ;)

Rano



Przemywam twarz żelem z La Roche - Posay: Effaclar do cery tłustej i wrażliwej, potem leci hydrolat (akurat skończyła mi się buteleczka, jak robiłam foty ^^) - w moim przypadku to miętowy na przemian z różanym. Trzymam je w lodówce, aby cudnie mroziły buźkę. ;)

Wklepuję ulubiony krem z Pharmaceris (Hydro - Rosaling bądź Lipo - Rosaling) z odrobiną olejku Marula. Dzięki temu jest bardziej treściwy i nawilżający. :) To połączenie naprawdę daje fajne efekty.

W lecie natomiast leci Bioderma Sebium, która daje fajny mat i jest też świetną bazą pod makijaż.

A potem leci pełen makijaż. ;)


W ciągu dnia od czasu do czasu spryskuję twarz wodą termalną z Uriage. :) Na ten moment to moja ulubiona termalka. :) Poluję często na promocje, a duża butla starcza mi na dłuuugo.

 

Wieczorem


Dokładny demakijaż. W roli głównej różowa Bioderma Sensibio. Uwierzcie, przetestowałam milion miceli i tylko ten jest dla mojej skóry neutralny. ;) Przemywam twarz żelem (tym samym, co rano), nakładam serum. Aktualnie testuję, o, to, to na zdjęciu z Planety Organica Anti-Age, która ma w składzie niesamowita bobę naturalności. ;) Trzeba uważać, bo jest kurkuma, która niestety trochę paskudzi ciuchy i poszewki podczas snu. ;) Na serum nakładam już sam olejek Marula w ciut większej ilości (2-3 kropelki), żeby cera mogła się maksymalnie zregenerować.

 

Domowe SPA


2 razy w tygodniu staram się rozpieszczać. I wtedy po wieczornym demakijażu peelinguję dokładnie skórę. Zazwyczaj to domowej roboty peelingi na bazie soli, miodu czy innych kombinacji.

Na tak przygotowaną twarz nakładam maseczkę. Aktualnie maltretuję maski z Tołpy. Te najbardziej mi służą. Uwielbiam maskę kokon, albo 4 w 1 oczyszczającą, albo głęboko nawilżającą i regenerującą. To takie moje top 3. ;)


Potem tradycyjnie serum i olejek Marula, tylko tym razem nakładany w trakcie automasażu twarzy. ;)

Jak uda mi się zaszaleć, idę do kosmetyczki na różnego rodzaju zabiegi oczyszczające. :) Niebawem pojawi się tutaj dokładniejszy wpis o moich ulubionych zabiegach i sprawdzonych salonach.I tak naprawdę tyle… ;)

Taki mały bonusik, to moje ulubione kremy pod oczy. ;) Ava krem rewitalizujący - na dzień, bo ma leciutką konsystencję, a drugi na wieczór, bo jest mega gęsty. ;)


Natomiast, jak pojawi się nieprzyjaciel na mojej twarzy, to idealnie radzi sobie z tym Sudocrem. To moje S.O.S., na które zawsze mogę liczyć.


A tu oddział specjalny moich ukochanych podkładów. Ciężka artyleria, ale są niezawodne. Teraz już nie zależy mi aż tak bardzo na kryciu, więc szukam czegoś trwałego i lżejszego, ale takiego, co mnie nie zapcha i uwierzcie, to meeega ciężka misja. ;) Ale mamy czas na poszukiwania. ;) Na pewno więcej na temat podkładów pojawi się w postach przy okazji jakichś dziennych makijaży. ;)


Podsumowanie


Mam cerę bardzo wybredną. Masa masek jej nie służy, nie lubi się z większością kremów i olejków. Także trzeba uważać z serum, bo mogę po niewłaściwej próbie wstać i mieć stado nowych współlokatorów na buzi... Produkty, które teraz używam są sprawdzone od kilku lat, nic mi się po nich nie dzieje, zawsze to pewniaki, ale szukam cały czas czegoś, co jednak będzie miało jeszcze lepszy wpływ na moją skórę… :)

 

Red Jinx i jej luźne przemyślenia


Trądzik to okrutna sprawa. Potrafi naprawdę wprowadzić w niemałe kompleksy. Strasznie ciężko jest być w wieku nastoletnim i słuchać przykrych docinek albo kpiny ze strony osób, które uważają, że nie dbamy o siebie… Dziewczyny. :) Musicie próbować wszystkiego, testować, wprowadzać minimalizm, zmienić nawyki żywieniowe i cały czas próbować znaleźć swój złoty środek. ;) I też musimy siebie akceptować. Mamy taką cerę, nie inną i nic nie pomoże użalanie się nad tym. Trzeba wypracować najlepszą technikę. ;) I to nasza mała misja żebyśmy mogły poczuć się lepiej i piękniej. To nasza buzia i innym nic do tego, co na niej się znajduje. A przykre komentarze padają tylko z ust osób naprawdę płytkich…

Będę starać się informować o każdej nowej zmianie w pielęgnacji. :) Wszystkich perełkach. ;) Mam nadzieję, że ten wpis sprawi, że dziewczyny borykające się z trądzikiem poczują się odrobinę lepiej. ;)

Zamieniam się w słuch, co u was uratowało sytuację na twarzy. ;) Idealne serum i maska? ;) Chłonę ciekawostki pielęgnacyjne jak gąbka. ;)

Cmoki! :)
RedJinx